Niesłychanie istotnym – choć też i dość dobrze opisanym – wydarzeniem w życiu artystycznym PRL była tzw. Ogólnopolska Wystawa Młodej Plastyki „Przeciw wojnie – przeciw faszyzmowi”, zwana też często „Arsenałem”. Jacek Sienicki był jednym z jej głównych inicjatorów (obok m.in. Jana Dziędziory, Janiny Jasińskiej czy Marka Oberländera oraz Elżbiety Grabskiej i Aleksandra Wallisa).
Idea towarzyszącej Festiwalowi wystawy, którą otwarto 21 lipca 1955 r. w klubie „Zachęta” w warszawskim Arsenale przy ulicy Długiej 52, była zrazu inicjatywą prywatną i narodziła się w kręgu młodych warszawskich twórców podczas spotkania towarzyskiego, w którym uczestniczyli: krytyczka sztuki Elżbieta Grabska, historyk sztuki Aleksander Wallis oraz malarze: Marek Oberländer, Jan Dziędziora i Jacek Sienicki. Dojrzewała ona jednak prawdopodobnie już od końca lat 40., a na jej ostateczny kształt wpłynęły rozmaite czynniki wynikające z biograficznego doświadczenia, uwarunkowań środowiskowych, artystycznych fascynacji, ale także pierwszych rozczarowań młodych artystów: nadającym w.wczas ton stołecznej Akademii oraz Ogólnopolskim Wystawom Plastyki estetyzującym koloryzmem, a także doktrynalnym socrealizmem.
Justyna Balisz-Schmeltz „„EWOKUJĄ MONSTRA ROZKŁADU”. OGÓLNOPOLSKA WYSTAWA MŁODEJ PLASTYKI „PRZECIW WOJNIE – PRZECIW FASZYZMOWI” W ŚWIETLE „NIEMIECKO-NIEMIECKIEGO” SPORU O EKSPRESJONIZM;
„Folia Historiae Artium” Seria Nowa, t. 16: 2018 / PL ISSN 0071-6723
I tak: były to działania, których korzenie sięgają znacznie wcześniej, nawet i przed lata 50. – i tzw. odwilż (jeszcze nawet przed-Pażdziernikową). Dajmy tu choćby tylko krótki przypis z wyż. wym. tekstu Justyny Balisz-Schmeltz:
Wystawę w „Arsenale” poprzedziły dwie próby połączenia tematyki (anty)wojennej z „brudną”, typową dla późniejszych „arsenałowców”
stylistyką. Obie zakończyły się obopólnym zawodem pomysłodawców i artystów. Pierwszą z nich była, zainicjowana przez władze jako pierwsza prezentacja sztuki socrealistycznej, wystawa „Młodzież walczy o pokój” (październik – listopad 1950), w której uczestniczyli m.in. Jan Lebenstein, Jacek Sienicki i Marek Oberländer. Ten ostatni artysta otrzymał ponadto w 1952 r. zlecenie zorganizowania w Nowym Jorku wystawy upamiętniającej dziesięciolecie powstania w getcie warszawskim. Do wystawy tej ostatecznie nie doszło, gdyż strona amerykańska uznała wyselekcjonowane obrazy za zbyt drastyczne i przez to rozmijające się z prawdą historyczną (sic!).
Zob. W. Włodarczyk, „Arsenał” i Kazimierz, [w:] Do „Arsenału” przez Kazimierz, red. W. Odorowski, Kazimierz Dolny 2004, s. 19–23.
(Justyna Balisz-Schmeltz, tamże)
To opowieści znane, choć znaczące dla sztuki krajowej – i kształtujące ją, a również późniejsze spory, sojusze, postawy, sympatie (oraz antypatie, jak sądzę) – na wiele lat. Mniej jednak może znany jest ciekawy czas współpracy Jacka Sienickiego i całego tego kręgu artystów (również rzeźbiarzy) z tygodnikiem „po prostu” (na początku logo było pisane wielkimi literami, zmiana znacząca).
To niesłychanie ważne dla dziejów „Polskiego Października” czasopismo, nazywane często „symbolem odwilży po dojściu Władysława Gomułki do władzy” – i przez tego samego Gomułkę oraz jego nowe KC PZPR zamknięte już rok później (1957) – miało też i swój znaczący wkład w propagowanie nowej ekspresji, nowych, młodych twórców; i to nawet mimo marnej, bo gazetowej, poligrafii. Był to Dyskusyjny salon plastyki „Po prostu”.
I tu też Jacek Sienicki był ważną postacią tego – nazwijmy rzecz nieprecyzyjnie – ruchu. Jego rysunki często pojawiały się w tygodniku (czasem niestety podpisywane przez dwa „n”), często na pierwszej stronie. Niżej, na dole tekstu, tylko dwa przykłady, niewiele z tych rysunków widać – ale znaczenia tych (oraz prac innych artystów) nie można nie docenić. Oto sztandarowe dla walki o nowy kształt ustroju czasopismo – za ważną sprawę (mimo marnej poligrafii, podkreślam) uznaje nową ekspresję wizualną. Czyni z niej część własnego manifestu.
A i twórcy w ten sposób niejako deklarują, z kim im jest „po drodze”. Bowiem z kim im nie było – wiedzieli już od dawna: ta peerelowska wersja socrealizmu (i tak przecież oskarżana przez „towarzyszy radzieckich” o formalizm) – która wcześniej sama usiłowała „dobić” kolorystów i kapistów – dogorywała już od paru lat…
Do roku 1949, a więc w przeddzień wprowadzenia socrealizmu w Polsce jako doktryny obowiązującej wszystkich, którzy chcieliby publicznie zaistnieć, nikt z polskich artystów nie myślał poważnie o możliwości narzucenia socrealizmu w postaci, jaką znano już z wycieczek urządzanych dla plastyków do ZSRR, a niektórzy poznali wcześniej w czasie okupacji sowieckiej Białegostoku i Lwowa.
(…)
Ani „nowocześni”, ani koloryści nie zostali ostatecznie uwzględnieni w koncepcji wprowadzanego socrealizmu. Koncepcja ta, z 1950 roku, został personalnie wyznaczona dwoma grupami „realistów”: grupy „białostocko-frontowej” i tej, której zaczął patronować historyk sztuki Juliusz Starzyński.
(…)
Epizod socrealistyczny w Polsce trwał dwa lata (1950-1951). Przy pewnych zastrzeżeniach możemy dopisać dwa następne – 1952-1953.
(…)
Byli jednak w Polsce artyści, dla której koncepcje „nowoczesnych” czy kolorystów nie były przekonywające (…). Nie godząc się na socrealizm (i na koloryzm) przygotowali jedną z najgłośniejszych polskich wystaw – Arsenał.
Wojciech Włodarczyk
„Socrealistyczny epizod. Warszawa 1933 – Moskwa 1958”
Na marginesie: interesującym „odpryskiem” – mówiąc trochę tamtejszym żargonem śledczo-ideologicznym Peerelu – owej nieprzemijającej jednak sławy „Arsenału” i całego ruchu młodej plastyki są, zdziwicie się Państwo może, akta śledztwa w sprawie porwania i zamordowania syna Bolesława Piaseckiego (1957). Tak, kryminalnego śledztwa, prowadzonego jeszcze w końcówce lat 60. i na początku lat 70. W papierach tych – a konkretnie w teczce z tytułem „Plastycy”, zawierającej „wykaz imienny środowiska artystów” (syg. IPN BU 0747/61/1) – często znajdujemy sformuowania: „Malarz, członek grupy »Arsenał«…” czy „Znał środowisko plastyków z rejonu ul. Koziej, grupę »Arsenał«…”
…
Rok 1956 to data symboliczna. Ale przysłania ona nam trochę całą złożoność dziejów najnowszych Polski; a w tym tamten, dość ponury peerelowski epizod. Oraz to, jak niektórzy usiłowali z tamtą rzeczywistością, nawet jeszcze przed historycznym „Październikiem” – walczyć? Tak, choć raczej „spierać się” byłoby lepszym terminem. Sztuka źle się czuje na barykadach – choć niekiedy na nie wchodzi.
mr makowski